Strona:PL Prosper Mérimée - Carmen.djvu/98

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

się silniejszy od olbrzyma. Rzucił się na mnie jak strzała, okręciłem się na lewej nodze tak iż uderzył w próżnię; ale ja sięgnąłem go w gardło; nóż wszedł tak głęboko, że ręka moja znalazła się pod brodą. Obróciłem ostrze tak mocno, że się złamało. Miał dość. Ostrze wyszło z rany wypchnięte strumieniem krwi grubości ramienia. Padł na twarz, waląc się jak kłoda.
— Coś ty zrobił? rzekł Dancaire.
— Słuchaj, rzekłem; za dużo było jednego z nas na świecie. Kocham Carmen i chcę mieć ją sam. Zresztą Garcja był łajdak; pamiętam, co zrobił z biednym Ramendado. Jest nas już tylko dwóch, ale jesteśmy szczere chłopy. Powiedz, chcesz być moim druhem, na śmierć i na życie?
Dancaire podał mi rękę. Był to mężczyzna pięćdziesięcioletni.
— Do czarta z miłostkami! krzyknął. Gdybyś poprosił go o Carmen, byłby ci ją sprzedał za piastra. Jest nas tylko dwóch; jakże sobie damy rady jutro?
— Zostaw to mnie samemu, odparłem. Teraz drwię sobie z całego świata.
Pogrzebaliśmy Garcję i przenieśliśmy nasz obóz o dwieście kroków dalej. Nazajutrz, nadjechała Carmen ze swoim Angli-