Strona:PL Prosper Mérimée - Carmen.djvu/50

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

paczkę cygar, które, miałem nadzieję, powinny były okupić moje natręctwo.
Spytałem go, czy, za cenę pewnej kwoty, lub zapomocą stosunków moich przyjaciół, mógłbym uzyskać jakąś ulgę w jego losie. Zrazu wzruszył ramionami, uśmiechając się smutno; później namyślił się i poprosił, abym kazał odprawić mszę za zbawienie jego duszy.
— Czy zechciałby pan, dodał nieśmiało, czy zechciałby pan zakupić i drugą, za osobę która pana obraziła?
— Oczywiście, mój drogi, rzekłem; ale nikt, o ile wiem, nie obraził mnie w tym kraju.
Wziął mnie za rękę i uścisnął mi ją poważnie. Po chwili milczenia, podjął:
— Czy mogę pana jeszcze prosić o jedną usługę?... Kiedy pan będzie wracał do swoich, może będzie pan przejeżdżał przez Nawarę, a w każdym razie przez Vittorię, która leży niedaleko.
— Tak, rzekłem, z pewnością będę przejeżdżał przez Vittorię; ale bardzo być może, że zboczę z drogi, aby się udać do Pampeluny, i sądzę, iż dla pana nadłożyłbym chętnie drogi.
— Wybornie! Skoro pan jedzie do Pam-