Strona:PL Poezye Karola Antoniewicza tom I.djvu/133

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Pan wójt gromady z posiwiałym włosem
Takim do wszystkich odzywa się głosem:
»Słuchajcie tylko, słuchajcie, gromada,
»Tutaj już żadna nie pomoże rada,
»Lecz Bóg w tej ciężkiej pocieszy nas biedzie,
»Oto ksiądz Jacek wprost tu do nas idzie!«
— »Ksiądz Jacek!« — wszyscy radośnie krzyknęli,
Z uszanowaniem czapki z głowy zdjęli.

»Czegoż tak smutni, pobożni wieśniacy?«
— »Ach, księże, patrzaj, owoc naszej pracy
»Oto tu leży! Potłuczone zboże.
»Już nikt nam więcej dopomódz nie może.
»Ach, cóż to teraz dziać się będzie z nami
»I co z biednemi poczniemy dziatkami!«

— »Ach, ludku Boży! kto się Boga boi,
»Takiemu rozpacz nigdy nie przystoi;
»A gdy was ciężka dziś trapi niedola,
»Rzeknijmy razem: Stań się Twoja wola!«
I rzekł i westchnął, na kolana pada,
A z nim przyklęka i cała gromada:
»Wszechmocny Boże, wiekuisty Panie!
»Daj, niech to zboże stłuczone powstanie;
»Jakoś zasmucił, pociesz lud Twój wierny,
»Pokaż, o Boże, żeś jest miłosierny!«
Rzekł i ku ziemi korne chyli czoło.
Wtem wójt z przestrachem: »Cud!« krzyknął wokoło