Strona:PL Platon - Dzieła Platona (Bronikowski) T1-3.djvu/15

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Wystąpił problem z korektą tej strony.

nogo tychże myśli cieniowania! W najgorszym przypadku nie zaprzeczą mi pono znawcy, iż język ten nasz z tém wielkiém bogactwem wyrazów, form, konstrukcyi, wyrażeń, jakie mu pierwszeństwo nad innemi z nowożytnych jednają, wprowadzony na razie na naturalne toki jędrnego a prostotą wytwornego klassycyzmu, a potém tak nierozmyślnie z nich wyparty na sypkie bezdroża zagranicznych bałamuctw, w których mu, jeśli nie zupełne bankructwo samoistności, to niechybnie zmitrężenie na długie lata zagraża; — miasto dalszego w tym duchu ubożenia, karłowacenia, roztwarzania, pstrocenia wreszcie coraz to liczniejszemi gallicyzmami, rozumniejszém, jeśli nie patryotyczniejszém o wiele zadaniem być powinno, owszem nawracać jak najusilniej znowu, ile komu talent i sposobność po temu, do owych czerstwych a przyrodzonych zdrojów i toków, któremi brzmiał tak wspaniale za Zygmuntów, a z których za czasem jedynie utworzyć i wyrobić się mogła samoistna, prawdziwie narodowa dykcya polska, osobny charakter duchowy Narodu znamionująca wybitnie. Choćby to nie udawało się zaraz całkiem bez pewnych niełatwości i szorstkości, takowe przestraszać jedynie mogą rozpiesłe uszy, nie te, które (mówiąc z poetą), jak niegdyś w rzeczywistém życiu ojców pancernych więcej w chrzęście hartownych zbroić, dziś idealnie w brzmieniach stalowych i chropawych, lecz dzielnością chrobocących a przyrodzonych Niebu i obyczajowi, dosadnych postaci Henryka Rzewuskiego lub Zygmunta Kaczkowskiego radniéj lubować zwykły, niż w wszystkich rzeczywistych czy zmyślonych szmérach salonowych pogadanek, szepczących wprawdzie dźwiękami Syren, lecz nie domo