Strona:PL Pisma Henryka Sienkiewicza t. 1.djvu/143

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

przyłbicę, a ja patrzyłem w zimną, lodowatą twarz, w kamienne jego oczy i znów nowa niepewność zrodziła mi się w sercu, nie niepewność nieszczęścia, ale stokroć gorsze poczucie własnéj niemocy: niepewność, jak z niém walczyć.
Serce moje przepełnione było żółcią, goryczą i wściekłością. Głosy ofiarne, głosy poświęceń, które dawniéj nieraz wołały mi w duszy: „zrzeknij się Hani dla jéj szczęścia; tyś o szczęście jéj przedewszystkiém dbać powinien: poświęć się!“ głosy takie umilkły teraz zupełnie. Anioł cichego smutku, anioł rzewności i anioł łez uleciały daleko odemnie. Czułem się robakiem, którego zdeptano, ale o którym zapomniano, że ma żądło. Dałem się dotychczas gnać nieszczęściom jak wilk psom, ale zbyt sponiewierany i przyparty, począłem jak wilk pokazywać im zęby. Jakaś nowa siła czynna, któréj na imię było: mściwość, rozbudziła się w mém sercu. Począłem czuć, jakby rodzaj nienawiści do Selima i Hani. Stracę życie, myślałem sobie, stracę wszystko, co można stracić na świecie, a nie pozwolę na szczęście tych dwojga. Przejęty tą myślą, chwyciłem się jéj jak potępieniec krzyża. Znalazłem powód do życia: horyzont rozjaśnił się przedemną; odetchnąłem szeroko, bardzo szeroko, i swobodnie, jak nigdy przedtém! Rozproszone i zwichrzone myśli wróciły mi do porządku i całą siłą skierowały się w jednym złowrogim dla Selima i Hani kierunku. Gdy wróciłem do domu, byłem prawie spokojny, chłodny. W sali siedziała pani d’Yves, ksiądz Ludwik, Hania, Selim i Kazio, który wrócił już był ze stajni i nie odstępował ich ani na krok jeden.
— Czy koń jest dla mnie? — spytałem Kazia.
— Jest.
— Odprowadzisz mnie? — wtrącił Selim.