Strona:PL Pisma Henryka Sienkiewicza t. 1.djvu/135

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Ludwika i pani d’Yves. Kazio ze swoją gadatliwością chłopca-podlotka, ze swoją ciekawością, wiecznym śmiechem i wiecznemi psotami, uprzykrzył mi się do ostatka. A jednak oni poczciwi starali się mnie rozerwać i cierpieli po cichu nad moim stanem, nie umiejąc go sobie wytłómaczyć. Hania czy się domyślała czego, czy nie, boć miała silne powody wierzyć, że kocham się w Loli Ustrzyckiéj, robiła co mogła, żeby mnie pocieszyć. Byłem jednak tak cierpki nawet i dla niéj, że nie mogła pozbyć się pewnéj obawy, mówiąc do mnie. Ojciec, sam ojciec zwykle surowy i bezwzględny, próbował mnie rozerwać i zainteresować czémkolwiek, a przytém i zbadać. Niejednokrotnie zaczynał ze mną rozmowy, które, jak sądził, powinny były mnie zająć. Pewnego dnia po obiedzie, wyszedł ze mną na dziedziniec i rzekł, patrząc na mnie badawczo:
— Czy tobie się czasem nie zdaje jedna rzecz? Chciałem się o to dawno spytać: czy tobie się nie zdaje, że Selim trochę zanadto kręci się koło Hani.
Poprostu rzeczy sądząc, powinienem się był zmieszać i dać się złapać, jak to mówią, na gorącym uczynku. Ale byłem w takim nastroju, że ani jedném drgnieniem nie zdradziłem wrażenia, jakie uczyniły na mnie słowa ojca i odrzekłem spokojnie:
— Nie. Wiem, że tak nie jest...
Ubodło mnie, że ojciec brał udział w tych sprawach. Sądziłem, że ponieważ tu o mnie tylko chodzi, a więc ja tylko będę rozstrzygał.
— Czy ręczysz za to? — spytał ojciec.
— Ręczę. Selim kocha się w Warszawie, w jakiejś tam pensyonarce.
— Bo widzisz, jesteś przecie opiekunem Hani i powinieneś nad nią czuwać.