Strona:PL Pisma Henryka Sienkiewicza t. 1.djvu/120

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Siedliśmy i pojechali. Zaraz za stodołami zając wyskoczył z owsa i przebiegłszy nam drogę, skoczył na łąkę, znacząc ciemniejszemi ślady srebrną od rosy jéj powierzchnię. Stary rzekł:
— Kot przez drogę! na psa urok!
A potém dodał:
— Późno już. Niedługo ziemia cień chwyci.
Znaczyło to, że niedługo słońce zejdzie, bo przy blasku zorzy, ciało nie rzuca cienia na ziemię.
— A to przy cieniu źle? — spytałem.
— O wielkim, to tam jako tako, ale o małym próżna robota.
W języku niemyśliwskim znaczyło to znów: im późniéj, tém gorzéj, bo wiadomo, że im bliżéj południa, tém cień mniejszy.
— Odkąd poczniemy? — spytałem.
— Od wykrotów, ale w samych Pohorowych haszczach.
Pohorowe haszcze była to część lasu nadzwyczaj zarosła, gdzie znajdowały się wykroty, to jest jamy pod korzeniami starych drzew wywróconych przez burzę.
— I na wabia myślicie, Wachu że się uda.
— Pocznę grać jak basiora, może jaki basiór wyjdzie.
— A może i nie.
— E! tak i wyjdzie.
Dojechawszy do chaty Wacha, zostawiliśmy konia i bidę chłopcu, sami zaś udaliśmy się piechotą. Po półgodzinnéj drodze, kiedy słońce zaczęło wschodzić, zasiedliśmy w wykrotach.
Koło nas naokół była gęstwa nieprzebita drobnych zarośli; gdzieniegdzie rosły tylko wielkie drzewa, wy-