Strona:PL Pisma Henryka Sienkiewicza t. 1.djvu/066

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

lu ludzi, którym się życie porwało i poplątało jak nić dla jednéj podwiki; więc powtarzam, że całego życia kłaść w to niewarto, że są rzeczy lepsze i cele wyższe i że miłość to furda. Za zdrowie trzeźwości!
— Za zdrowie kobiét! — wykrzyknął Selim.
— Dobrze! niech będzie — odparł mistrz. — Są to przyjemne stworzenia, byle ich nie brać zbyt seryo. Za zdrowie kobiét.
— Za zdrowie Józi! — krzyknąłem, trącając w kieliszek Selima.
— Czekaj! teraz na mnie koléj — odparł. — Zdrowie... zdrowie twojéj Hani! jedna warta drugiéj.
Zagrała we mnie krew, a z oczu sypnęły mi się skry.
— Milcz ty Mirza! — krzyknąłem. — Nie wymawiaj mi w knajpie tego imienia!
To mówiąc, rzuciłem kieliszek o ziemię, aż prysnął na tysiąc części.
— Czyś oszalał! — zawołał mistrz.
Ale ja nie oszalałem wcale, tylko gniéw we mnie kipiał i palił się jak płomień. Mogłem słuchać wszystkiego co o kobiétach mówi mistrz, mogłem nawet sobie w tém podobać, mogłem z nich drwić na równi z innymi; ale wszystko to mogłem czynić dlatego, że nie stosowałem słów i drwinek do nikogo z moich, że mi i na myśl nawet nie przyszło, by teorya ogólna do drogich mi osób miała być stosowaną. Ale usłyszawszy imię mojéj przeczystéj sierotki, rzucone lekkomyślnie w téj knajpie, wśród dymu, brudów, próżnych butelek, korków i cynicznéj rozmowy, sądziłem, żem usłyszał tak obrzydłe świętokradztwo, takie pokalanie i taką krzywdę wyrządzoną Haniuli, iż z gniewu straciłem prawie przytomność.