Strona:PL Pisma Henryka Sienkiewicza t. 1.djvu/044

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

na i muszę ją oddać czarnemu Dewsowi o ognistych oczach, który co rok...
Mirza urwał nagle i umilkł.
— Śpi Hania? — wyszeptał do mnie.
— Nie, nie śpię — odpowiedziała sennym głosem dziewczynka.
— Jakże nie mam płakać — mówi do niéj sułtan Harun (ciągnął Mirza) — kiedy mam tylko jednę córkę, którą muszę oddać Dewsowi.
— Nie płacz, sułtanie mówi Lala — siądź na skrzydlatego konia i jedź aż do groty Borach. Złe obłoki będą cię gonić po drodze, ale ty rzuć na nie temi oto ziarnkami maku i obłoki usną zaraz...
I tak daléj opowiadał Mirza, a potem urwał znowu i spojrzał na Hanię. Dziecina spała teraz rzeczywiście. Zmęczona była bardzo i zbolała, więc zasnęła mocno. Obaj z Selimem nie śmieliśmy prawie oddychać, żeby jéj nie obudzić. Oddech jéj był równy, spokojny, przerywany tylko czasem głębokiemi westchnieniami. Selim podparł ręką czoło i zamyślił się głęboko, ja zaś podniosłem oczy w niebo i zdawało mi się, że na skrzydłach aniołów ulatuję w niebieskie przestworza. Nie umiem wypowiedzieć słodyczy, jaka przejmowała mnie całego, gdym czuł, że ta droga, maleńka istota śpi spokojnie i z całém zaufaniem na mojéj piersi. Jakieś drżenie przejmowało mnie całego; jakieś nie ziemskie, nowe, a nie znane głosy szczęścia rodziły się mi w duszy i poczęły śpiewać i grać jak kapela. Ach! jakże kochałem Hanię! jak ją kochałem miłością brata i opiekuna jeszcze, ale bez granic i miary!
Zbliżyłem cicho usta do warkocza Hani i ucałowałem go. Nie było w tém nic ziemskiego, bo ja i pocałunek byliśmy jeszcze jednakowo niewinni.