Strona:PL Pisma Henryka Sienkiewicza t. 1.djvu/036

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

I widziałem, że ksiądz kontent był ze mnie. Rola pana domu, jaką sobie nadawałem, bawiła go raczej, niż gniewała. Widział staruszek, że dużo było w tém wszystkiém dzieciństwa, ale powody uczciwe, więc dumny był i cieszył się z tego, że jego posiéw rzucony w moję duszę, nie marniał. Zresztą kochał mnie stary ksiądz bardzo; ja zaś, o ile z początku, za lat zupełnie dziecinnych, bałem się go z całéj duszy, o tyle teraz, w miarę jak dochodziłem do lat młodzieńczych, zawojowywałem go coraz bardziéj. Miał do mnie słabość, więc pozwolił sobą powodować. Hanię téż kochał i rad był los jéj, o ile leżało w jego mocy, polepszyć, z jego więc strony nie spotkałem najmniejszego oporu. Pani d’Yves w gruncie rzeczy miała dobre serce, i również, jakkolwiek trochę na mnie rozgniewana, otoczyła Hanię troskliwością. Jużto na brak serc kochających, nie mogła się sierota uskarżać. Służba nasza poczęła ją traktować inaczéj: nie jak koleżankę, ale jak panienkę. Wola najstarszego syna w rodzinie, choćby nawet i dziecka, była u nas bardzo szanowana. Tego wymagał i mój ojciec. Od téj woli służyło prawo apelacyi do starszego pana i starszéj pani, ale nie wolno było sprzeciwiać się jéj bez upoważnienia. Najstarszemu synowi również nie wolno było mówić inaczéj, jak „paniczu“ od najmłodszych lat jego. Służba, równie jak i młodsze rodzeństwo, wdrażane było do szacunku dla najstarszego, a szacunek ten pozostawał potém na całe życie. „Tém stoi rodzina,“ mawiał mój ojciec, i istotnie, skutkiem tego, dobrowolny, a nie oparty na prawie układ rodzinny, mocą którego najstarszy miał więcéj majątku od młodszych, utrzymywał się oddawna. Była to rodzinna tradycya, przechodząca z pokolenia na poko-