Strona:PL Pisma Henryka Sienkiewicza t.4.djvu/144

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

w końcu nie wiedział, co umiał, czego nie umiał. Dziecko straciło siły, chudło, żółkło i zasępiało się coraz bardziej. Czasem trafiło się coś takiego, co przekonywało mnie, że nie sama jednak praca wyczerpywała jego siły. Raz, gdym wykładał mu historyą, którą „Stryj synowcom opowiedział,“ co na żądanie pani Maryi robiłem codziennie, Michaś zerwał się z zaiskrzonemi oczyma, ja zaś przestraszyłem się prawie ujrzawszy badawczy i surowy wyraz jego twarzy, z jakim zawołał:
— Panie! więc to naprawdę nie bajka? bo...
— Bo co, Michasiu? — pytałem ze zdziwieniem.
Zamiast odpowiedzi, zacisnął zęby, a w końcu wybuchnął płaczem tak namiętnym, że długo nie mogłem go uspokoić.
Badałem Owickiego o przyczynę tego wybuchu: nie umiał lub nie chciał powiedzieć, domyśliłem się jednak sam. Nie było żadnej wątpliwości, że polskiemu dziecku trafiło się słyszeć w niemieckiej szkole wiele rzeczy, które raniły jego uczucia. Zdania takie ześlizgiwały się po innych chłopcach, nie zostawiając nic prócz niechęci do nauczycieli i całej ich rasy; ale chłopczyna tak uczciwy jak Michaś odczuwał je boleśnie, a nie śmiał zaprzeczać. Dwie siły, dwa głosy, których słuchać jest obowiązkiem dziecka, ale które też właśnie dlatego winny być zgodne, szarpały Michasia w dwie przeciwne strony. Co jedna powaga nazywała białem, cnem, ukochanem, druga naznaczała piętnem strupieszenia i śmieszności; co jedna zwała cnotą, druga występkiem. Więc w tem rozdwojeniu chłopiec szedł za tą powagą, do której rwało mu się serce, ale musiał udawać, że słucha i bie-