Strona:PL Pisma Henryka Sienkiewicza t.4.djvu/145

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

rze do serca słowa przeciwne; musiał udawać od rana do wieczora i żyć w tym męczącym przymusie dnie, tygodnie, miesiące... Co za położenie... dziecka!
Dziwny był los Michasia. Dramata życiowe zaczynają się zwykle później, gdy pierwsze liście spadają z drzewa młodości; dla niego wszystko to, co składa się na nieszczęście: przymus moralny, tajona zgryzota, niepokój, daremne wysiłki, szamotanie się z trudnościami, stopniowa utrata nadziei, wszystko to poczęło się w jedenastym roku życia. Ani jego wątła postać, ani wątłe siły nie były w stanie sprostać temu ciężarowi. Upływały dnie, tygodnie, biedak podwajał wysilenia, a skutek coraz był mniejszy, coraz bardziej opłakany. Listy pani Maryi, jakkolwiek słodkie, przyrzucały jeszcze wagi do brzemienia.
„Bóg cię obdarzył, Michasiu, niezwykłemi zdolnościami — pisała matka — ufam więc, że nie zawiedziesz nadziei, jakie w tobie złożyłam, i że staniesz się krajowi i mnie pociechą“.
Gdy chłopiec odebrał pierwszy raz taki list, chwycił mnie za ręce spazmatycznie i zanosząc się od płaczu, począł powtarzać:
— Co ja poradzę, panie Wawrzynkiewicz! co ja mogę poradzić?
Istotnie cóż mógł zrobić? cóż mógł poradzić na to, że nie przyszedł na świat z wrodzoną łatwością do języków i że nie umiał się po niemiecku wyjęzyczać?
Nadeszły czasy rekreacyi na Wszystkich Świętych; cenzura kwartalna wcale była nieszczególna; z trzech