Strona:PL Pisma Henryka Sienkiewicza t.4.djvu/117

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

A jednak on sam nie wie, jak kocha tę małą jasnowłosą główkę.
Oto jak brytan swoją panią. Zresztą na całym świecie ją tylko jedną. Swoją drogą wygląda przy niej jak smok, ale co mu to szkodzi? Nic a nic!
— Dży — mówi po chwili — posłuchaj, co ci powiem.
Jenny, która przed chwilą podniosła się, chcąc spojrzeć na konia, przyklęka teraz przed Orsem, i aby nic nie stracić z jego słów, opiera łokcie na jego kolanach, następnie położywszy brodę na obie dłonie, poczyna słuchać z zadartą główką.
W tej chwili jednak, na nieszczęście dzieci, wchodzi do cyrku artysta na bacie, a wchodzi w jaknajgorszym humorze, albowiem próba ze lwem zupełnie się nie udała.
Wyłysiały ze starości zwierz, który radby, żeby mu już raz dali święty pokój, żadną miarą nie chciał rzucać się na artystę — pod razami bata chował się tylko w głąb klatki. Dyrektor myślał z rozpaczą, że jeśli to lojalne usposobienie nie opuści lwa do wieczora, to koncert na bacie może się nie udać, bo bić lwa, który się odwraca, nie jest większą sztuką, niż zacząć jeść raka od ogona.
Humor dyrektora jeszcze się pogorszył, gdy murzyn sprzedający bilety na paradyz doniósł mu, że Cahuillowie widocznie już przepili pieniądze wzięte za winobranie, albowiem zgłasza się ich wprawdzie do kasy wielu, ale zamiast pieniędzy, ofiarowują za bilety swoje derki znaczone U. S., albo też żony, zwłaszcza stare.