Przejdź do zawartości

Strona:PL Pisma Henryka Sienkiewicza t.4.djvu/116

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

znak, że jeśli tam ciepło, to jej o nic więcej nie chodzi; ale po chwili zastanawia się znowu. Ma ona w cyrku ulubionego psa, który nazywa się pan pies, i kota zwanego pan kot, chciałaby więc i względem nich coś postanowić.
— A pan pies i pan kot pójdą z nami?
— Pójdą — odpowiada Orso i mruczy z radości.
— Weźmiemy z sobą i dobrą książkę?
— Weźmiemy! — mówi Orso i mruczy jeszcze głośniej.
— Well — szczebioce dziewczynka. — Pan kot będzie nam łapał ptaszki, a pan pies będzie szczekał, jeśli zechce do nas przyjść kto brzydki; a ty będziesz mężem, ja twoją żoną, a one będą nasze dzieci.
Orso taki już uszczęśliwiony, że nie może nawet mruczeć, więc Jenny prawi dalej:
— I pana Hirscha nie będzie i cyrku nie będzie i nie będziemy nic nigdy robić i tyle!... Ale nie! — dodaje po chwili — dobra książka mówi, że trzeba pracować, więc czasem przeskoczę sobie przez jaką obręcz, przez dwie obręcze, przez trzy obręcze, przez cztery obręcze!
Jenny nie wyobraża sobie widocznie pracy pod inną postacią, jak skakanie przez obręcze.
Po chwili pyta znowu:
— Orso, i ja naprawdę będę zawsze z tobą?
— Tak jest, Dży: ja ciebie bardzo kocham.
Twarz jego rozjaśnia się gdy to mówi i staje się prawie ładna.