Strona:PL Pisma Henryka Sienkiewicza t.4.djvu/097

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Nagle, spojrzawszy na mnie błędnie rzekła szybko, jakby się śpiesząc w obawie, że utraci przytomność:
— Ralfie! zostaw mnie tu; ratuj się sam: dla mnie już niema ratunku!
Ścisnąłem zęby, bo mi się chciało wyć i bluźnić, i, nie rzekłszy nic, wziąłem ją na ręce. Ogniste zygzaki zaczęły mi skakać przed oczyma w powietrzu i składać się w słowa: Who worshipped and served the creature more than the Creator?! Ale jużem się odprężał, jak łuk, za mocno nagięty, i spoglądając w niemiłosierne niebo, odpowiadałem całą duszą zbuntowaną:
— Ja!
Tymczasem niosłem na moję Golgotę ten mój ciężar najdroższy, tę jedyną, świętą, ukochaną moją męczennicę. Nie wiem skąd mi się brały siły. Stałem się nieczuły na głód, na upał, na zmęczenie; nie widziałem nic przed sobą: ani ludzi, ani spalonego stepu, tylko ją. W nocy stało się jeszcze gorzej. Traciła przytomność. Chwilami jęczała cicho:
— Ralfie, wody! A ja, o boleści! miałem tylko solone mięso i suchary! W najwyższej rozpaczy rozprółem sobie nożem rękę, aby krwią własną zwilżyć jej usta, ale ona oprzytomniała nagle i krzyknąwszy, wpadła w długie omdlenie, z którego myślałem że już się nie ocuci. Przyszedłszy do siebie, chciała coś mówić, ale gorączka mąciła jej myśli, więc mruczała tylko po cichu:
— Nie gniewaj się, Ralf! ja jestem twoją żoną.
Niosłem ją dalej, milcząc, bom już i zgłupiał z boleści. Nadszedł dzień siódmy. Sierra-Nevada uka-