Strona:PL Pisma Henryka Sienkiewicza t.4.djvu/048

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ich pięciuset wojowników porozrzucam po całym stepie. Odeszli, tłumiąc z wysileniem wściekłość, ale odchodząc, przerzucili swoje toporki nad głową na znak wojny. Jednakże słowa, które wyrzekłem, utkwiły w ich pamięci; gdy zaś w chwili ich odejścia dwustu moich ludzi umyślnie przygotowanych podniosło się nagle w groźnej postawie i uczyniwszy chrzęst bronią, wydało okrzyk wojenny, gotowość ta głębokie na umyśle dzikich wojowników uczyniła wrażenie.
W kilka godzin później Henry Simpson, który z własnej ochoty poszedł był na przeszpiegi za poselstwem, wrócił cały zziajany, z wieścią, że znaczny oddział indyjski zbliża się ku nam. W całym taborze ja jeden, znając na wylot obyczaje indyjskie, wiedziałem, że to są puste groźby, bo Indyanie nie są w dość znacznej liczbie, by ze swoimi łukami, wyrobionymi z drzewa hicoro, wystąpić przeciw kentuckim dalekonośnym strzelbom. Powiedziałem to Lilian, chcąc ją uspokoić, bo drżała jak liść o mnie, ale wszyscy inni byli pewni, że walka nastąpi, młodsi zaś, których duch wojowniczy się rozbudził, pragnęli jej gorąco. Jakoż wkrótce usłyszeliśmy wycia czerwonoskórych; jednakże zatrzymali się na odległość kilkunastu strzałów, jakby szukając chwili sposobnej. Całą noc w naszym obozie płonęły ogromne ogniska, sycone drzewem bawełnianem i pękami misurskiej łoziny; mężczyźni trzymali straż koło wozów, kobiety ze strachu śpiewały psalmy; muły, nie wygnane jak zwykle, na nocny postój, ale zamknięte wozami, kwiczały i gryzły się; psy czując blizkość Indyan wyły — słowem gwarno i groźnie było w całym obozie. W kró-