Przejdź do zawartości

Strona:PL Pisma Henryka Sienkiewicza t.4.djvu/034

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.



III.

Świtaniem dnia następnego przeszliśmy szczęśliwie Cedar i wjechali na równy, przestronny step, ciągnący się między tą rzeką, a Winnebago, skręcając nieznacznie ku południowi, aby zbliżyć się do pasma lasów zalegających dolną granicę Jowy. Lilian od rana nie śmiała mi w oczy spojrzeć. Widziałem, że była zamyślona: zdawało się, że się czegoś wstydzi, lub czemś martwi; a cóż tam przecie za grzech popełniliśmy wczoraj! Nie schodziła prawie zupełnie z wozu. Ciotka Atkins i ciotka Grossvenore, myśląc, że jest chora, otoczyły ją pieszczotami i staraniem. Ja tylko jeden wiedziałem, co to znaczy i że to ani słabość, ani udręczenie sumienia, ale to walka istoty niewinnej z tem przeczuciem, że jakaś siła nowa a nieznana porwie ja i poniesie, jako liść, gdzieś daleko. To było jasnowidzenie, że już niema rady i że prędzej czy później przyjdzie osłabnąć i oddać się na wolę tej siły i zapomnieć o wszystkiem — i tylko kochać.
Dusza czysta ociąga się i boi na progu miłości, ale czując, że go przestąpi, słabnie. Lilian więc była jakoby snem zmorzona; mnie zaś, gdym wyrozumiał to wszystko, radość tamowała prawie dech w piersiach.