Strona:PL Pisma Henryka Sienkiewicza t.3.djvu/094

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—  84  —

teczną. Caballero wpadł w zachwycenie, powiedział że zna Dżaka, że jest to znakomity (considerable), a nawet wielki (grande) człowiek, a jego przyjaciele muszą być tacy sami, poczém pojechał przed siebie. Widocznie Dżak miał w górach opinię wzbudzającą poszanowanie. Ale wogóle, skłonni do rabunku meksykańscy „caballerowie,” niezmiernie boją się skwaterów, z powodu ich solidarności. Za jednego zamordowanego skwatera, inni chociażby zamieszkali bardzo daleko, ujmują się natychmiast, i póty tłuką wszystkich napotkanych indyan i meksykanów, póki ci ostatni sami nie wydadzą winnego.
O téj dziwnéj pod wieloma względami ludności, rozpiszę się późniéj obszernie; teraz zaś nadmienię, że winnemu nie tak łatwo tu ujść przed lynchem; jeżeli bowiem łotrzykowie zabijają i rabują człowieka, to nie dlatego, aby uciekać następnie na pustynię, ale aby pić i hulać w najbliższych wentach[1], gdzie ich téż zwykle straszliwy: „uncle lynch” odnajduje.

Zabójstw z tych powodów bywa niewiele, jakkolwiek rozproszenie, w jakiém żyją skwaterowie, zapewnia pozorną przestępcom bezkarność. Że jednak ostrożność najlepszym jest przewodnikiem

  1. Wenta znaczy: karczma, tienda zaś to, co nasza restauracya.