Strona:PL Pisma Henryka Sienkiewicza t.3.djvu/052

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—  42  —

win jakoś podejrzanie wyglądają po kątach: zapewne grzechotnik. Ciągle coś podobnego! A przytém co do samych głosów nocnych: noc i cisza zbliżają je. Zdaje ci się, że te beki, miauczenia i t. p., brzmią nie daléj, jak o jakie dwadzieścia kroków; czasem słyszysz je zaraz za ścianą, czasem tuż nad uszami, a wtedy mimowoli sięgasz po karabin. Wreszcie przychodzą nerwowe rozumowania. „Dlaczegóż, (zadawałem sobie pytanie, wpatrując się w czarny skraj ściany), dlaczegóż nie miałbym za chwilę ujrzeć na tym zrębie, dwojga świecących w ciemności oczu, należących np. do pumy? Może się to przez tysiąc nocy nie zdarzyć, a jednéj może się zdarzyć. Kto mi zaręcza, czy to nie ta jedna?
Ale potém przypomniałem sobie, że puma, pierwsza nigdy nie zaczepia. „A więc i ja jéj nie będę zaczepiał, niech sobie żyje!” Rozmyślając w ten sposób, czułem się tak pokojowo usposobiony do całego rodzaju pum, że chwilami zdało mi się, iż jestem ich serdecznym sprzymierzeńcem.
Przytém pocieszało mnie to, że Max śpi zaraz przy mnie, i że niéma powodów, dla których pierwsze lepsze drapieżne stworzenie miałoby zjeść mnie, nie jego. Ten brak egoizmu unosił mnie tak daleko, że wystawiałem sobie najprzód, jakbym go żałował w podobnym wypadku.
Ale pominąwszy żarty, sam nie wiem dlaczego najwięcéj rozstrajały mnie te głosy, co do któ-