Strona:PL Pisma Henryka Sienkiewicza t.3.djvu/051

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—  41  —

Ja jednak wyrzuciłem resztę heblowin i przetrząsnąłem starannie mech.
— Zachodzą tu i grzechotniki — rzekł nam na dobranoc skwater — i dlatego położyłbym naokół domu lasso, ale ponieważ macie ze sobą borsuka, więc niéma niebezpieczeństwa.
Jakoż tak i było. Skwaterowie, gdy przyjdzie nocować im pod gołém niebem, w miejscach gdzie jest dużo wężów, rozciągają na ziemi w krąg włosiane lasso, przez które grzechotnik nie może się przeczołgnąć. Ale obecność mego borsuka czyniła zbyteczną tę ostrożność, zwierzętom tym bowiem, ukąszenie wężów, choćby najjadowitszych nic nie szkodzi. Zresztą nieszczęśliwe te płazy prześladowane są przez wszystko co żyje, z niesłychaną zaciętością.
Nakoniec skwater odszedł, a my położyliśmy się spać. Max usnął odrazu, ja zaś nie mogłem. Leżąc na wznak, patrzyłem w gwiazdy, dachu bowiem na domu jeszcze nie było, i wsłuchiwałem się z niejaką obawą w głosy w puszczy. Nie jestem większym tchórzem od każdego przeciętnego mieszkańca brzegów Wisły lub Niemna, ale ta noc, dzika okolica i beczenia dochodzące z lasu, rozstroiły mi nerwy. Ktoby się chciał ironicznie uśmiechać na to szczere wyznanie, niech tu przyjedzie. Nie bałem się wreszcie wielkich zwierząt, ale co chwila zdawało mi się np. że to mech porusza się podemną: zapewne skorpion; to znów, że resztki heblo-