Strona:PL Pisma Henryka Sienkiewicza t.3.djvu/039

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—  29  —

sy zwierząt: wszystko to było tak piękne, romantyczne i malownicze, że mimowoli czuło się skrzydła przy ramionach, i żal robiło się młodych lat marnowanych na bruku miejskim, w małém kółku zajęć, spraw, a często wśród małych ludzi.
Z początku siedzieliśmy w milczeniu. Skwater z natury był małomówny; ja nie umiałem sobie dać rady z własnemi wrażeniami, gadatliwe zaś usta Neblunga, tak były zapchane jeleniną, że niecierpliwe słowa nie miały się którędy przedostać.
Uważałem jednak, że skwater spoglądał na nas z nietajoną radością. Jakoż zrozumiałem to, gdy skończywszy jeść, rzekł:
— Dwa miesiące nie widziałem już twarzy ludzkiéj.
— Mówiłem ci, Dżak — odparł wskazując na mnie Neblung — że dżentlemen pragnie zabawić tu parę tygodni. Dżentlemen jest podróżnikiem: jeździ po świecie, a co widzi, zaraz opisuje w „Polish News-Papers” (Gazecie Polskiéj). Dżak! słyszysz? ja już jestem opisany w News-Papers. Dżak! raduje mnie to! Pilnuj dżentlemena, ażeby nie zaginął w tych górach, a i ty będziesz opisany. Dżak! będą o nas wiedzieć na drugiéj półkuli.
Skwater mniéj zdawał się być czułym na tak rozgłośną sławę, ale wyciągnął do mnie rękę, w któréj, nawiasem mówiąc, dłoń moja skryła się jak mysz w pułapce, i począł dziękować mi, że wybrałem jego sadybę, jako środkowy punkt wycie-