Strona:PL Pisma Henryka Sienkiewicza t.2.djvu/199

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Gdyby Gustaw Doré urodził się w Ameryce, powiedziałbym, że wzory do swych krajobrazów piekła brał z okolic, które przebywaliśmy teraz. Nic tak nie przygniata duszy ciężarem, nic tak nie przejmuje zwątpieniem i zniechęceniem, jak te szeregi nagich czarnych skał, otaczających równinę, przez którą przechodzi pociąg. Wyobrażam sobie, że tak muszą wyglądać umarłe pola księżyca. Bo téż istotnie, wszystko tu jest umarłe. Roślinności ani znaku, ani jednego nigdzie żywego stworzenia, skały zdają się trupami skał, płaszczyzna jednym wielkim cmentarzem. Chwilami nawet przychodzi na myśl, że cała ta kraina śpi jakimś martwym letargicznym snem, że to kraina zaklęta i przeklęta przez złego ducha. Jedziesz i jedziesz cały dzień, a krajobraz nie zmienia się wcale; wiecznie ta płaszczyzna, chłodna, zdrętwiała, otwiera się przed tobą w nieskończoność, a po bokach ciągle takież same uśpione albo martwe góry. Do zniechęcenia przybywa jeszcze uczucie nudy, i zdaje ci się, że i ciebie sen ogarnie także, że uśnie wszystko, i czekać będzie przebudzenia wieki całe, w głębokiéj i nieprzerwanéj ciszy.
Nawet nazwy w téj dziwnéj krainie smutne są jakieś i złowrogie. Oto na prawo od pociągu, te posępne góry nazywają się Batle Mountains, czyli Górami bitwy. A i ta cała płaszczyzna, to ciągłe pole walk, które niedawno jeszcze toczyły się między białymi a indyanami. Do wszystkich miejsc przywiązane jakieś smutne wspomnienia. „Tu wyrżnęli całą karawanę pionierów“ — mówi ci świadomy miejscowości podróżnik. Tam znów zginęło odrazu do dwustu indyan, tam zaduszono ich dymem w pieczarach. A to co znowu? mogiła, naokół grobu czarne sztachety i krzyż z napisem: „Jenny.“