Strona:PL Pisma Henryka Sienkiewicza t.2.djvu/047

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wodnika, kupowali gumowe płaszcze na podróż Oceanem, w sklepie zastaliśmy dwóch sprzedających gentlemanów, ale dwóch pijanych: jeden sprzedawał nam płaszcze, drugi, zasunąwszy na tył głowy kapelusz i oparłszy się plecami o towary, lżył nas półgłosem spluwając przytém z nadzwyczajną wprawą na wszystkie strony.
Dzień następny poświęciłem na obejrzenie Londynu, o ile olbrzymie to miasto można obejrzeć, nie mieszkając w niém z pół roku. Zwiedziłem Westminster, gdzie widziałem adwokatów i sędziów w długich białych perukach, przechadzających się pod gotyckiemi krużgankami i pokrzepiających dżinem wyczerpane wymiarem sprawiedliwości siły; zwiedziłem British Museum, gdzie znów widziałem przynajmniéj połowę greckiego akropolu, przeniesioną w kieszeniach turystów; ogród zoologiczny; kościół św. Pawła i inne pamiątkowe gmachy. Powierzchowność miasta posępna; ani się może porównać ze złotym Paryżem. Domy tu wązkie i niezbyt wysokie, budowane z czerwonéj lub surowéj cegły, którą potém kopci dym, obmywa deszcz, co razem nadaje jéj wszelkie pozory brudu. Place za to wspaniałe i obszerne. Wszędzie mnóstwo posągów Nelsona i Wellingtona, lwy pilnujące posągów — i na rogach policmeni spokojni i nieruchomi także, jak kamienne posągi. Miasto ruchliwe: miliony ludu na ulicach; fiakry, jednokonne keby, karety, omnibusy, ciągną się nieprzerwanym łańcuchem po wszystkich większych ulicach. Około południa udaliśmy się do Hydeparku. Tu tysiące kobiet i mężczyzn na koniach i mnóstwo odkrytych powozów. Twarze mężczyzn po większéj części brzydkie, długie, o wyblakłych oczach;