Strona:PL Pisma Henryka Sienkiewicza t.2.djvu/024

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

żna przy potokach srebrnego światła. Pod nogami mojemi płynął Ren. Długie smugi światła odbijały się w przezroczéj toni na drugim brzegu. Bliżéj, mały parowiec sypał deszczem złotych iskier. Cała Kolonia widna była jak na dłoni: światła, spiętrzone grupy domów, ciemne sylwetki kominów, a nad wszystkiém tém wspaniała katedra, górująca nietylko wieżami ale i sklepieniem nad całém miastem, wyniosła, spokojna, urocza i milcząca.
Największe gmachy miejskie wydały mi się w obec niéj lepiankami, tulącemi się niby pod skrzydła potężnej matki. Księżyc oświecał jasno wysmukłe wiązania téj przedziwnéj gotyckiéj architektury; cienie łamały się ze światłem na łukach i wieżyczkach. Było w tém wszystkiém coś mistycznego, coś co przejmuje duszę tajemniczym dreszczem i wyobraźni przyprawia skrzydła. Uczucia religijne, wessane z mlékiem matki, choćby najbardziéj nawet rozproszone w zgiełkliwéj pogoni życia, odnajdują się na widok tego gmachu, oblanego światłem księżyca, jak pogubione perły: Nie są to łagodne i słodkie poruszenia serca, niby jakieś wewnętrzne głosy anielskie, budzące wspomnienia dzieciństwa, jakich doświadcza się naprzykład w naszych kościołach wiejskich w czasie nieszporów, kiedy siwy pleban czyta modlitwy litanii, chłopi odpowiadają mu chórem, jaskółki świegocą pod drewnianém sklepieniem, a brzoza cmentarna poruszana wiatrem, szeleści i dzwoni w okna. W obec tego mrocznego gmachu, w obec tych spiętrzonych jak góry sklepień, nie czujesz się zbłąkaném i zmęczoném dzieckiem w obec ojca, ale prochem w obec Majestatu. Mimowoli przychodzi ci na myśl, że nie masz tu