Strona:PL Pierre Brantôme - Żywoty pań swowolnych Tom II.djvu/97

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

rozmowę y zdał mu sprawę z negocyaciey iaką mu powierzył co do tego miesta; o czym rzecz iest przydługa y barzo osobliwa, którą nadziwam się inędy opisać. Pan Delan nie chybił temu, zaczym znowu dano miestu w zakład pana Sztroca y uczyniono rozeym na ten dzień y następny.
Skoro stanęły te rozeymy, natychmiast, tak samo iak y od nas, poiawiło się poza okopami siła ludzi z miesta na wałach y murach; a zwłaszcza poiawiła się z iaka setka pań y mieszczek, ba z nawiętszych y naybogatszych y naypięknieyszych, wszytkie przybrane biało, tak na głowie iako y na ciele, wszytkie w płótna cienkie olandzkie, co było barzo wdzięczne dla zwroku. Y tak przybrały się z przyczyny sypania szańczyków, przy których pracowały, bądź to nosząc kosze, bądź też kopiąc ziemię; przedsię ine ubiory byłyby się ubabrały, a tym białym starczyło gdy się ie znów przeprało; a także iż w tych białych stroiach lepiey się odznaczały miedzy inemi. Myśmy byli barzo radzi widzieć te cudne panie; y uręczam wam, iż wielu zabawiało się tym barziey niż iną rzeczą; one też rade były nam się ukazać, y nie drożyły się ze swoiem widokiem, bowiem dzierżyły się na kraiu szańców w barzo piękney postawie a chodzie, tak iż było na co pozierać a czego pożądać.
Ciekawi byliśmy zapytać, coby to były za białe głowy. Odpowiedzieli, że był to huf białych głów tak sprzysiężony, złączony y tak odziany dla pracy u szańców y aby oddać takie usługi miestu; iakoż, wierę, oddały ich niemało, tak iż barziey krzepkie a tęgsze chytały się zgoła