Strona:PL Pierre Brantôme - Żywoty pań swowolnych Tom II.djvu/164

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

grzecznieyszy kawaler swoiego czasu, y nayobyczaynieyszy y naydwornieyszy dla dam, wyuczył tak dobrze swoiey lekcii króla swoiego pana y dyscypułę, iż był taki naprzeciw białym głowam iako niektórzy królowie iego poprzednicy; nigdy bowiem y w zieleńszym wieku y w źrzalszym, nie uźrzał paniey, chociaby nabarziey był zaprzątnięty gdzieindziey, abo by biegł, abo gdzie przystanął, abo pieszo, abo konno, aby iey hnet nie pozdrowił y nie uchylił czapki barzo powolnie. Kiedy przyszedł na niego czas miłości, wysługiwał się niektórym godnym paniom a pannom, znaiomym mi, wszelako z taką cześcią a powolnością, iż namnieyszy szlachcic na iego dworze nie mógłby więcey uczynić.
Za iego panowania wszelako zaczęli się szyrzyć wieldzy paszkwilanci, a zwłaszcza niektórzy ze szlachty co bywalsi u dworu (których nie nazwę), którzy osobliwie zaczęli szkalować panie, y z grubsza y po szczególe, nawet y co nawiętsze; z czego niektórzy popadli w otwarte deszpekta y barzo ne na dobre im się to przygodziło: wszelako nie iżby przynali się do rzeczy, przeczyli bowiem wszytkiemu; iakoż byłoby przyszło im na obrachunek, gdyby się byli przyznali, y król byłby im dał to sielnie uczuć, ile że czepiali się nazbyt wielgich. Ini puszczali mimo uszu, y cirpieli wręcz mnogość przytyków a uszczypków, iakie rzucano przy nich w powietrze, y tysiąc zniewag, które wypiiali słodziutko, y nie ważyli się niak odeprzyć, chodziło tu bowiem o gardło. W czym barzo często dziwowałem się takim ludziom, którzy imali się tak szkalować drugich, a pozwalali aby w nos y w żywe oczy tak szka-