Strona:PL Pedro Calderon de la Barca - Uczta Baltazara.djvu/36

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   34   —

BALTAZAR (który się tymczasem całkiem obudził):
Pozostańcie, nie odchodźcie,
Wydzierając mi ostatnich
Obiecanych mi świetności!
MYŚL (nagle się budząc):
Hola, hola, mówże panie,
Cóż to jest za gruchotanie?
BALTAZAR:
Przyśnił mi się Myśli moja,
Nadzwyczajny, słodki sen
Wszyscy bowiem w Babilonie
Hołdy boskie mi składali,
Ale gdy się przebudziłem,
Cóż mi, cóż mi pozostało
Z tych mamideł czarodziejskich?
Ach, jedynie — twe błazeństwo.
MYŚL:
Aj — a cóż ci się to stało?
BALTAZAR:
Otóż słuchaj! — Spoczywałem
Jakby nigdy, tak spokojnie
I widziałem we śnie Próżność,
Jak wzbijała się ku niebu
I wznosiła aż pod gwiazdy
Moją sławę nieśmiertelną.
Z czarodziejską swą prędkością
Zbudowała mi świątynię.
I widziałem Bałwochwalstwo,
Co jest drugą moją żoną,
Jak głęboko się kłaniała,
Gdy w świątyni mi oddała
Z dumą boski obraz mój.