Przejdź do zawartości

Strona:PL Pedro Calderon de la Barca - Dramata (1887).djvu/429

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Słowem, od podobnych sporów
Przyszło do gwałtownéj zwady,
A że odpięliśmy szpady,
Wszczęły się klątwy i krzyki.
— Przeklęte, przeklęte boje,
Nie na stal, lecz na języki,
Broń, co kruszy wszystkie zbroje;
Łatwiéj zagoi się rana,
Ostrzem niż usty zadana.
— Zaszumiało i mnie w głowie,
Krzyknąłem, że mi odpowie
Za śmiałość... wtedy, — drżę cały —
On — powtarzam to struchlały —
Laskę mi wyrwawszy z ręki,
Laską... ale dość téj męki:
Są rzeczy, które mniéj boli
Przecierpieć, niż opowiadać.
Zniewaga, którą śmiał zadać
Mnie stającemu za wami
Całą wasze gminę plami.
— Nie mam syna, coby mściwy
Pomścił ojca głowy siwéj.
Nie, — mam tylko córkę jednę;
Lecz co może dziewczę biedne?...
Smutkami zatruje zdrowie,
Nim ulży ojcu — Maurowie,
Zacna relikwio Afryki,
Chrześcijanie pragną jeno
Zamienić was w niewolniki.
— Alpuharra, która nurza
Skroń w lazurach, liczne wzgórza
Z posianemi na nich grody,
Niby morze skał i gajów,
Gdzie — o cudowna kraino! —
Po falach zielonéj téj wody
Minarety srebrne płyną,
Płyną dwory, którym imię
Dał Galera, Berja, Gavia, —
Nasze są; ku tamtéj stronie
Ściągnijmy lud nasz i bronie.
Tam wybierzcie naczelnika
Z najstarszego pokolenia
Przesławnych Abenhumeyów,