Sierżancie, marszem powolnym
Wyjdziesz dziś o słońca skłonie
Z całą kompanią ku stronie
Gór; a pomnij, gdy w tym solnym
I białopiennym zatonie
Nurcie hiszpańskiego morza
Płomienista słońca róża,
Czekam na cię u stóp góry,
Bo téj nocy czarnopióréj
Słońcu śmierć, ale mnie zorza.
Sza, ktoś podsłuchać nas czyha;
Któryś chłop.
Nuńo, przejdź z cicha,
Niech nie widzą mego smutku.
Odważnie, a powolutku.
A jakże; strach mię popycha.
Ja do wsi powrócę ninie,
Bowiem służącéj dziewczynie
Przyjść kazałem, gdy się zmroczy.
Przyrzekła, że w cztery oczy
Ujrzę piękną zabójczynię.
Złoto otwiera drzwi z zaków
Dla mych serdecznych ataków.
Nie idź sam, bo złe się stanie;
Potrzeba ci, kapitanie,
Wziąć kilku naszych chłopaków.
Chłopstwu ufać nie należy.
Ba, nie mówić mi dwa razy.
Wybierz więc kilku z młodzieży.