Sposób trafny, — ani słowa!
Patrzaj, nie dopiąłeś celu.
Gdybyś czuł honor szlachcica,
Wiedziałbyś, że nie zaszczyca
Plotka o nieprzyjacielu.
Patrzaj — ja jestém skrzywdzona,
Tutaj widząc go, jam drżała
Zdradne życie wydrzeć z ciała,
Lecz zaparłam w głębi łona
Niecne słowo o honorze.
Bo wiedz to, że każda z nas
Skoro ukochała raz,
Nieszczęsna już mścić się nie może.
Nie umiałem słowa bąknąć.
Popełniłem gruby błąd.
Harda jéjmość! — Ale skąd
Paragrafami nasiąknąć
Mogła tak — i o honorze?
— Wymówię się infantowi.
Niechaj sobie innych łowi
Myszkować w cudzéj komorze.
Czeka tam na mnie; dzień kona,
Lecz niech pokraje na ćwierci,
Nie powącham już do śmierci,
Gdzie do wzięcia cudza żona.
Śród martwoty milczenia,
Co błogosławię, choć mi noc odmienia
W cmentarz, na nędzną głowę
Kładąc się cieniem jak niebo grobowe,
Jak złodziéj tu pod płotém
Czając się, wracam do domu z powrotem
W podłém upokorzeniu.
Mencia nic nie wie o mem uwolnieniu.