Strona:PL Paweł Gawrzyjelski - Wyprawa po żonę.pdf/51

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 47 —

chał swoją drogą, a my sieroty oba zostali.
Zrobiła się noc; księżyca nie było, ciemność panowała jak w miechu. Wsiadłem na ogiera, i wtedy na chwilę wszystko było dobrze. Potem znowu stanął, znowu musiałem go prosić, bić popychać i ciągnąć za cugle. Mogę śmiało powiedzieć, że go dźwigałem więcej, aniżeli on mnie. Już kości w sobie nie czuję i nie będę mógł pracować w polu przynajmniej tydzień. To wszystko.
— He, he, rozśmiał się Majerek wesoło, a czy ja panu Michalka nie mówiul, że to strasznie dziwaczna, ten ogier? I kupca Michalek nie znalazł?
— Ale zkąd, z oburzeniem odrzekł Michał. Czy wy myślicie, że ludzie tacy są głupi, aby mieli dostać ochotę nabyć takie straszydło?
— Ny, mówił Majer, kiedy nie, to nie. Ja go jednak sprzedam, ja go dam do Dana albo do Uzra albo do Szymsze, to dobre na nim zarobią pieniądze. Taki koń, kiedy jeno ma leb, czterem nogim i ogon, to zawsze kupca znajdzie.