Strona:PL Paweł Gawrzyjelski - Wyprawa po żonę.pdf/49

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 45 —

i jeszcze silniej wrył się nogami w ziemię. Zbiegli się ludzie niemal z całej wsi, ten kijem, ten batem kropił, ów ciągnął za cugle, inny z tyłu wedle siły popychał, ogier krnąbrny jak niebieskie stworzenie nie chciał i niechciał, i niechciał. Mnie różne pasye brały, bo ludzie nakoniec zaczęli się śmiać z mojej krzywdy, i z upartego ogiera, ale cóż było robić? Musiałem zejść i po długich komplementach i korowodach pan ogier pozwolił się nareszcie uprosić, że raczył postąpić kawał drogi za wieś, gdzie znowu jakoś głęboko się zadumał i ani krokiem nie ruszył się z miejsca, choć mi nie tylko na złość, ale i na płacz się zabierało.
Co miałem robić? Usiadłem sobie w rowie pod wierzbą i przyglądałem się hardej bestyi, ażali nie dostanie innych zmysłów, ale gdzie tam! Szkapa zwiesił łeb, czasem trząsnął grzywą, kiwnął ogonem, pokręcił głową, jakby na kogo czekał, i znowu medytował dalej. Słońce miało się ku zachodowi, mnie spieszno było do domu, radbym był poszedł pie-