Strona:PL P Bourget Widmo.djvu/94

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wejdę, odczuwam ból taki, że chodzę zaledwie sześć razy do roku!... Owego wieczora nie zamknelismy okienic wychodzącego na wązki ogródek okna. Nie zapaliliśmy światła i tylko płomień kominka sam bronił pokoju od najścia zmroku. Antonina siedziała na miękkiem krześle przy rogu kominka. Widziałem tylko jej profil, na który padał cień. Oparła twarz na dłoni, a ręka jej, obnażona i biała, wychylała się z miękkiej jedwabnej szaty, koloru mauve, którą mam jeszcze wraz z innemi, należącemi niegdyś do niej, drobnemi przedmiotami. Odnajduję w tej szacie, gdy śmiem jej dotknąć, kształt postaci Antoniny, jej ruchy, jej wdzięk, to wszystko, czego już niemal... Płomień ogniska nadawał płowe blaski jej jasnym włosom, które upięła w gruby węzeł wysoko nad karkiem, i mówiła do mnie, jak zwykle pod koniec naszych schadzek, śród tej agonii dnia, głosem, który jakby pochodził z odległej dali jej duszy i uderzał w moim głosie o strunę rozkoszy i tkliwości odtąd już przez nikogo nie poruszoną. Było to wzruszenie takie słodkie, że mogło przyprawić o omdlenie i jednocześnie takie przejmujące, że mogło wyrwać jęk. Już tylko tydzień żyć miała i, jakby odgadując ten blizki swój koniec, mówiła — słyszę ją jeszcze:
— „Mojem marzeniem, widzisz, jest, ażeby odejść, i to na zawsze, o tej godzinie, w dniu, w którym byłam najbardziej przez ciebie kochana. Uroda moja już nie potrwa długo. Chciałabym zniknąć przed moją pierwszą zmarszczką, przed twojem pierwszem znużeniem... Będę wówczas pewna, zupełnie pewną,