Strona:PL P Bourget Widmo.djvu/68

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Ach! — odparła boleśnie — gdybym sama wiedziała. Gdybym rozumiała, co jest memu mężowi!... Bo to prawda, o nim chciałam panu mówić i o naszem pożyciu, jeżeli pożyciem nazwać można to istnienie obok siebie, bez zrozumienia wzajemnego, w rozłączeniu, spowodowanem przez coś, czego nie można określić, ani wyrazić, a co jest niezaprzeczenie... Niech pan nie myśli, że zwaryowałam, albo że to urojenia. Nie wiem, co stoi między nami. Mąż mój jest ofiarą jakiejś myśli, której nie znam, której nie odgaduję... Ale że istnieje, że go trawi, że cierpi z jej powodu do tego stopnia, iż dłużej już tego znieść nie może, mam na to dowód straszliwy... Złapałam go tej nocy, słyszysz pan, tej nocy na gorącym uczynku, w chwili, gdy usiłował się zabić...
A widząc ruch d’Andiguier’a, wyrażający przestrach i zaprzeczenie, zawołała:
— Pan mi nie wierzy! Posłuchaj pan... Wczoraj wieczór, zaraz po obiedzie wyszedł, jak zazwyczaj. Sama nalegam, by nie siedział w domu, gdy jesteśmy sami! Takiem jest nasze pożycie!... Wrócił wcześniej, niż zwykle, przyszedł do mnie i powiedział mi dobranoc. Powinna byłam domyśleć się czegoś, bo długo patrzył się na mnie, takiem szczególnem spojrzeniem... Ale wszystko między nami było w ostatnich czasach takie szczególne, że nawet to mnie nie ostrzegło. Zasnęłam, lecz potem przebudziłam się po tym pierwszym śnie. Pasmo światła jaśniało podedrzwiami, dzielącemi mój pokój od pokoju Stefana. Spojrzałam na zegarek. Było już po trzeciej. Nie