Strona:PL P Bourget Widmo.djvu/56

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ro, a biorąc bratankę ze sobą powiedziała: „Oto moja piąta córka, rzecz załatwiona” — i dotrzymała słowa.
D’Andiguier zrozumiał odrazu, że daremnem byłoby mówić tej rosłej, tęgiej obywatelce wiejskiej, takiej pierwotnie zwierzęcej, pomimo stu tysięcy franków renty, o nerwowości córki Antoniny i o zawiłościach jej przedwczesnej wrażliwości. Powiedział sobie, nie bez racyi, że proste, szczere przywiązanie ciotki wytworzy atmosferę zdrowszą dla nazbyt subtelnego dziecka, niż jego tkliwa pieczołowitość. Usunął się tedy, zadawalając się ciągłą stycznością z otoczeniem, w którem Ewelina wzrastała, stwierdzając za każdym pobytem w Paryżu, że się z nią dobrze obchodzono, że jest szczęśliwa. Przynajmniej — bo w tej istocie tak do matki podobnej ukrywały się zawsze po za pozorami rzeczy niewiadome — wydawała mu się szczęśliwą. Widząc zatem, że go nie potrzebuje, zamykał się coraz szczelniej u siebie, w muzeum, które wzbogacał nieustannie, i poddawał się hypnotyzmowi wspomnień.
Jednakże, pomimo rozłąki, węzeł tajemniczy łączył go nieprzerwanie z tem dzieckiem, które znał od urodzenia i, rzecz szczególniejsza, to dziecko z nim. Nie zdziwiło go to, gdyż uważał za rzecz zupełnie naturalną, że umarła, która pozostała dla niego taką żywą, istniała równie żywa dla córki i że była zawsze między nimi, jak dawniej. Bądź, że Ewelina, pomimo pieszczot nowego otoczenia, nie znalazła u ciotki i u kuzynek zadowolenia dla pewnych