Strona:PL P Bourget Widmo.djvu/42

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

był do głębi, zdjęty podziwem i trwogą wobec tej dziewczyny, która sprzedawała się w ten sposób; czyniła to dla rodziców wprawdzie, ale niemniej sprzedawała się. Wiedział, że ta ofiara rozdziera jej duszę, i nikt, nawet on sam, nie mógł pochwycić w tej twarzy, takiej młodej, takiej na pozór przejrzystej, najlżejszego śladu utajonego męczeństwa...
Czy to nie wczoraj także, powróciwszy do Paryża i zająwszy się urządzeniem pałacu, który mąż kupił na ulicy de Lisbonne, Antonina dopuszczała Filipa z każdym tygodniem, z każdym dniem do większej poufałości? Z jakiem upojeniem oddał na jej usługi wszystkie swoje wiadomości amatora sztuki; biegał po magazynach i licytacyach dla niej, a niekiedy razem z nią, uszczęśliwiony, jak nigdy z żadnego z własnych cudownych nabytków, gdy udało mu się zdobyć dla niej rzadki mebel, makatę, której pragnęła, lub cenny bronz. Obojętność, z jaką pan Duvernay przyjmował tą wzmagającą się poufałość dowiodłaby dostatecznie czterdziestoletniemu wielbicielowi jak mało był niebezpieczny, gdyby nawet zwierciadła w sklepach, do których towarzyszył Antoninie, nie ukazywały mu nieustannie jego twarzy zwiędłej, włosów siwiejących, ruchów niezręcznych obok świeżego uśmiechu, jasnej cery, włosów blond, smukłej kibici młodej kobiety.
Nie te porównania jednak zatruły mu goryczą poufałe stosunki z młodem małżeństwem, lecz to, że mógł stwierdzić do jakiego stopnia pierwsze wrażenie, które wywarł na nim Albert Duvernay było słu-