Strona:PL P Bourget Widmo.djvu/297

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

szło coś niezwykłego, a po tym ruchu, co zaszło. Powstrzymał na ustach okrzyk, który wyrwał mu się z piersi, na widok bladości d’Andiguier’a.
— Ewelina wie wszystko?... — spytał przyciszonym głosem.
— Wie wszystko — odparł d’Andiguier, głosem równie cichym i wytężył słuch, jakgdyby się obawiał, że ten szept dobiegnie przez drzwi do uszu biednej kobiety. Poczem zaczął opowiadać Malclerc’owi, jak Ewelina przyszła i zastała go śpiącego, co, jego mniemaniem, zaszło podczas tego snu, jak usłyszał straszny okrzyk, który go zbudził i co się stało później.
— Teraz — zakończył — powóz pojechał po doktora. Przybędzie za chwilę. Zaklinam pana, nie usiłuj widzieć się z nią... Pomyśl, że jeżeli nastąpi rozwiązanie, pod wpływem tego wzruszenia, przedwcześnie, grozi jej śmierć... A pan, pamiętaj o słowie, jakie jej dałeś... Powtórz to przyrzeczenie dla mnie. Przysięgnij mi, że nie targniesz się na życie.
— Szacunek pański tak bardzo mi jest potrzebny — odparł Stefan — jak już panu mówiłem, że zrobię wszystko, by na niego zasłużyć... — Na twarzy jego odbijał się w tej chwili wyraz strasznego bólu ale i pewnej ulgi. Zdobędę się na siłę teraz, kiedy nie mam już potrzeby kłamać — ciągnął dalej, — Ale, słyszy pan?... — i trwoga odmalowała się w jego rysach. Z poza drzwi dobiegł jęk, przynosząc mężczyznom pewność, że zaczyna się okropne przejście. —