Strona:PL P Bourget Widmo.djvu/296

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

iż istnieje jakaś inna przyczyna nagłego zasłabnięcia młodej kobiety. Kareta toczyła się w kierunku ulicy de Lisbonne, a Ewelina, wsunięta w róg, siedziała z zamkniętemi oczyma, wstrząsana co chwila gwałtownym dreszczem, milcząca; dopiero na skręcie avenue de Messine, gdy zbliżali się do domu, rzekła błagalnym głosem do starca:
— Niech nie wjeżdża do bramy... niech nie dzwonią... Nie chcę widzieć nikogo, nikogo — i, ściskając konwulsyjnie dłoń towarzysza, dodała:
— Och! oszczędź mi tego, mój przyjacielu!...
— Nie zobaczysz nikogo, przyrzekam ci — odparł d’Andiguier. — To już moja rzecz... — dorzucił jeszcze, by ją uspokoić.
W istocie jednak, jak mógł temu przeszkodzić? Jak zapobiedz, żeby Malclerc, najprostszym zbiegiem okoliczności nie wychodził właśnie w tej samej chwili, nie usłyszał otwierających się drzwi, żeby służba go nie uprzedziła?... Możliwość spotkania się z Malclerc’iem nadawała tym chwilom taką tragiczną grozę, że, gdy minęło niebezpieczeństwo, a Ewelina weszła już do swojej sypialni, d’Andiguier uczuł, że opuszczają go siły. Musiał usiąść na krześle w pokoju, poprzedzającym sypialnię. Nogi odmówiły mu posłuszeństwa i tam zastał go Malclerc, po którego posłał. Starzec, siedząc podedrzwiami, których bronił, zdołał tylko jedną ręką wskazać na te drzwi, a drugą przyłożył do ust, nakazując Malclerc’owi milczenie. Stefan po grze twarzy starca poznał, że za-