Strona:PL P Bourget Widmo.djvu/282

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

bliwą, zabrała się do jednej z drobnych robótek, z wyprawki dla spodziewanego dziecka. Byłto czepeczek z gwiazdek nicianych, robionych ściegiem tak ładnie nazwanym frivolité, Uwaga. jaką oczy i palce musiały poświęcić ruchom nawetki z kości słoniowej, odwracały zazwyczaj kierunek myśli Eweliny. Dar przyjmowania z uległością faktu dokonanego, który był jednym z wdzięków, ale też i jedną z sił jej cierpliwej natury, budził się w niej w takich chwilach. Czuła w łonie drganie istoty już żywej, której krzyk usłyszy niezadługo, którą karmić będzie własnem mlekiem, którą rozgrzeje pieszczotami i usiłowała pogrążyć się w zajęciach, przewidujących te blizkie narodziny.
Tym razem wszakże drobiazgowa praca zdołała zaledwie przez kilka chwil pochłonąć jej umysł. Ewelina wnet złożyła robotę do woreczka, wiszącego nad szezlongiem. W głowie jej ożyło nagle wspomnienie pierwszej wizyty ze Stefanem, wówczas narzeczonym, w tym pałacyku, który miał być ich siedzibą. Jakież jego zachowanie się było wtedy osobliwe, zaledwie weszli, do tego pokoju zwłaszcza, okazał takie zdenerwowanie, taki bolesny niepokój! Z jakim pośpiechem zażądał, żeby wyszli, jak gdyby nie znosił widoku tych ścian! A od owego czasu ileż razy — mówiła to nawet d’Andiguier’owi — miała uczucie, że Stefan ma odrazę do tego domu, że ucieka z niego, jak uciekamy z miejsca, którego widok przypomina nam jakąś osobę!... Kogo? Jedna tylko istniała osoba, której obraz pozostał ściśle związany