Strona:PL P Bourget Widmo.djvu/272

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

brzemiennych tajemnicą, nie pytała już, ani się żaliła. Ale, cała energia jej zastanowienia ześrodkowała się na tej niespodziewanej wskazówce zagadki, która ciążyła nad jej pożyciem małżeńskiem. Zagadka ta tak się teraz przedstawiała: nazajutrz po usiłowaniu samobójstwa męża Ewelina, nieprzytomna z trwogi, wyczerpana z sił, podążyła błagać d’Andiguiera o pomoc. Tem przyjął misyę rozmówienia się z Malclerec’iem. Poszedł, przyrzekłszy, że wydobędzie od niego tajemnicę, że przynajmniej spróbuje. Powrócił wiedząc wszystko — ten fakt był dla Eweliny niewątpliwy — tak, wiedząc wszystko i zdecydowany milczeć. Jakaż więc była istota tego zwierzenia, skoro nietylko, że najwierniejszy jej przyjaciel nie chciał go jej powtórzyć, ale że jeszcze obaj mężczyzni porozumieli się z sobą niezwłocznie, żeby lepiej przed nią ukryć to, co powinna wiedzieć, bo ma do tego święte prawo? Przyszłość jej małżeństwa była zagrożona. Nie ukryła przed d’Andiguierem żadnej ze swoich obaw. Wskazała mu ich przyczynę w tej idée fixe, która trawi jej męża, w tej tajemnicy, dokoła której błąka się od tylu miesięcy. Wiedziała, że d’Audingier był poruszony do głębi jej cierpieniem, słyszała jeszcze jego okrzyk oburzenia: „Masz słuszność, niech się wytłómaczy!” — i jedna rozmowa z Malclerc’iem wystarczyła do wywołania przewrotu w tym człowieku, uczynienia zeń sprzymierzeńca w spisku milczenia. Niechęć wzajemna, o której jej wspominał, zamieniła się w tym krótkim przeciągu czasu na zupełne porozumienie. Jakież słowa