działa o tem. Miłość ta trwała dotąd — cierpienie wyryte w tej chwili na twarzy starca było aż nadto wymownym tego dowodem, jak również przerażająca zmiana zaszła od wczoraj w tem obliczu i to namiętne upominanie się o wyższość swego uczucia. O kim mówił, jeśli nie o sobie? O jakiej miłości, jeśli nie o swojej? Ową istotą ukochaną, nawet po śmierci, nawet pomimo, że umiłowała innego, któż był, jeśli nie Antonina? Przeciw czemu buntował się ten przeszło sześćdziesięcioletni człowiek z taką zaciekłością bólu, jeśli nie przeciw odkryciu uczucia Antoniny, i to dla kogo?
Jakkolwiek przejęty był Malclerc dramatem własnego życia, doznał głębokiego wstrząśnienia wobec tego nagle ujawnionego zawikłania. Jakim strasznym ciosem musiały być jego zwierzenia dla tego wiernego serca! A jaki dowód wspaniałomyślności złożył ten starzec, przyjmując go potem tak, jak go przyjął, ofiarowując mu swoją pomoc, stając się jego podporą!.. Wszystkie te uczucia streściły się u Malclerc’a w porywie litości i wyrzutu, który sprawił, że, po chwili wahania, gdy d’Andiguier zamilkł, zbliżył się do niego i wyciągnął rękę mówiąc:
— Panie d’Andiguier, niech mi pan przebaczy.
— Przebaczyć panu? — spytał starzec, nie biorąc wyciągniętej dłoni, — Co ja mam panu przebaczyć?... — dodał, tonem już znów wyniosłym i niemal
Strona:PL P Bourget Widmo.djvu/264
Wygląd
Ta strona została przepisana.