Strona:PL P Bourget Widmo.djvu/245

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

szem od przyjaźni, i chciała mu oszczędzić niepotrzebnego cierpienia? Postępowała z nim tak samo jak z córką. Rozważna i subtelna pragnęła, aby uniknęli wszelkich niebezpiecznych zatargów. Marzyła o tem, żeby im nie nie zabrać i nic też im nie zabrała. Jej milczenie nie było ani obłudą, ani nieufnością, lecz tylko poszanowaniem praw, jakie zdobyli, a względem niego oszczędzaniem zbyt draźliwej tkliwości.
Czyż d’Audiguier nie miał dowodu na to w misyi, jaką mu poruczyła po śmierci? Owe listy, z taką prawością powierzone jego wierności, bez próby tłómaczenia, pod jedyną ochroną życzenia, czyż nie były wyznaniem, że miała nieznane mu tajemnice i jednocześnie błaganiem, żeby nie usiłował ich poznać? Jak mógł robić jej wyrzuty za to podwójne życie, skoro z prostotą, stwierdzającą taki szacunek i tyle przyjaźni, złożyła w jego ręce tajemnicę tego życia? Udział, jaki mu przyznała w swem sercu, nie był oczywiście największy, ale jednak była mu szczerze oddana. Gdy ją spotkał nad brzegiem jeziora Como, w bolesnym okresie przedślubnym, czegóż pragnął, czego się spodziewał? Wszak tylko, żeby mu pozwoliła poświęcić się opiekować, kochać. Czyż nie przyjęła tej opieki do końca? Czyż nie do tego poświęcenia uciekała się w godzinie śmierci? Czyż nie dała mu najwyższego dowodu, że wierzy w nieskończoną delikatność jego uczucia? I wobec ponownej oczywistości, że, jeśli nie był wszystkiem w życiu tej kobiety, to był przynajmniej czemś bar-