Strona:PL P Bourget Widmo.djvu/226

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

stan jej usprawiedliwia to aż nadto... Nie zamilczaj nie przed nią i nie pozwól, żeby ona cokolwiek przed tobą zamilczała, zanadto ją to wyczerpuje...
Rozmówić się? Wyjaśnić? Jakiemi słowami? W jakiej chwili? Ta rada matki rodziny jest właśnie wyrazem tego, co dostrzegam przy każdym nowym epizodzie dramatu mego życia, że, chcąc tworzyć rodzinę, nie można mieć w głębi serca nie takiego, do czego nie możnaby się przyznać, co nieodwołalnie ukryćby trzeba — takie jest jej prawo, to jej pierwszy warunek. Ale gdy przytłacza nam serce ciężar nieodwołalnej tajemnicy; gdy czujemy jednocześnie i z jednaką siłą, konieczność wyznania i obowiązek milczenia; gdy znajdziemy się w takiem położeniu bez wyjścia, że tyleż cierpienia spowodujemy mówiąc co i milcząc — gdzież się wówczas zwrócić? Którą drogę obrać? I oto stanąłem na rozdrożu. Złośliwość postępku dzisiejszego wykazała mi to aż nadto. Jeśli będę w dalszym ciągu żył z temi żalami i kłamstwami w duszy, śród tych mar dręczących i tego milczenia, oszaleję. Już teraz napadają mnie niekiedy uczucia, do których sądziłem się zupełnie niezdolnym; ogarnia mnie odraza, chwilami wstręt niemal do ciąży Eweliny, do jej bezkształtnej postaci, do zmienionego oblicza, do tego skalanego ciała. Co za nikczemność! I co za pełna nieznośnej goryczy sprzeczność z tem, czego ona spodziewa się od tego przejścia, które błogosławi! Gdy po wizycie ciotki wróciłem do Eweliny, zastałem ją drżącą, wzburzoną, ale bez żalu do mnie za ten niesprawiedliwy wybuch gniewu; prze-