Strona:PL P Bourget Widmo.djvu/212

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

to, poczęta została ta istotka, w godzinach roztkliwionego żalu i namiętnego współczucia. Nie jest owocem radości. Stanowi owoc wyrzutów sumienia. Nie jest potomkiem wesela i nadziei. To dziecko śmiertelnego szału, w jaki wprowadziła mnie świadomość cierpienia, którego byłem sprawcą. Ileż łez moich mieszało się z pocałunkami, śród których ten zaczątek duszy został powołany do życia! Owej nocy widziałem, jak Ewelina, uszczęśliwiona zrazu tem, co brała za szał miłosny, ocknęła się nagle z uniesienia w moich objęciach, sposępniała, w oczach jej zagasł płomień szczęścia, usta jej odwróciły się od moich, a gdy, zaniepokojony tym nagłym smutkiem, spytałem:
— Więc nigdy nie zechcesz uwierzyć, że cię kocham?...
— Nie — odpowiedziała — ty mnie nie kochasz, ty litujesz się nademną...
Śród takich wrażeń ojca i matki stworzone zostało to dziecko. Z chwilą, gdy Ewelina wymówiła słowa: „Jestem w ciąży...”, wspomnienie opanowało moją duszę i powstrzymało w niej instynktowną dumę rasy, która ogarnęłaby mnie niewątpliwie, podobnie jak tylu moich przyjaciół, nawet najobojętniejszych, najcyniczniejszych. Wyobrażam sobie, że suchotnik, znający swój stan, doświadcza, na wieść, że żona jego jest w ciąży, tego samego szczególnego uczucia, które przejęło mnie w owej chwili i juź mnie nie opuszcza. Pyta siebie, jak ja nie przestaję