Strona:PL P Bourget Widmo.djvu/198

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

bardziej oddaną, najtroskliwszą z matek, a ja kochankę, najnamiętniejszą. najbardziej czarującą z kochanek. A jednakże ta matka i ta kochanka były jedną i tą samą osobą. To, co mówiła Ewelina o nieprzepartym uroku, o sztuce kochania i wzbudzania miłości zgadzało się aż nadto z mojem wspomnieniem. I ja przypomniałem sobie ostatni pocałunek, w progu innych drzwi, na kilka dni przed katastrofą. A kontrast naszych dwóch wizyj wykazał mi z miażdżącą oczywistością zupełną niemożliwość powiedzenia Ewelinie prawdy, mojej prawdy... Uprzytomniłem sobie tę niemożliwość ponownie nocy dzisiejszej, przeżywając w myśli całą tę scenę.
Nie, nie będę mógł nigdy, bez popełnienia zbrodni, przyłączyć do czystego obrazu, jaki zachowała o swojej drogiej umarłej, obrazu drugiego, kochanki z moich schadzek! Byłaby to zbrodnia względem Antoniny, która z taką nieubłaganą stanowczością chciała tego rozwodu między matką a kochanką, właśnie dlatego, by żaden cień nie zaćmił nigdy jej wspomnienia w sercu córki. Byłaby to zbrodnia wzęględem tej ostatniej, której odebrać tego nie mam prawa; nie mam prawa burzyć tej kaplicy duchowej, do której wchodzi, gdy chce widzieć matkę. I podobnie jak nasza przechadzka po ogrodach Boboli skończyła się bez wyjaśnienia, bez wyznania mojej tajemnicy, tak samo trwać będzie dalej nasze życie, bądź jak bądź, i ja jej nie powiem. Ale chwilami, jakże mi cięży, jak mi ciężyła tej nocy, na początku mego samotnego czuwania, przy odgłosie wichru, coraz prze-