Strona:PL P Bourget Widmo.djvu/190

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

miałeś, nie przy sobie, nie zrobiłbyś mi tego, żeby mnie zawieźć do tej samej miejscowości, ale gdziekolwiek, kogoś, kogo kochałeś...
— Nie — odpowiedziałem — nie kochałem nikogo...
— Ale przed laty siedmiu, ośmiu, przed dziewięciu?... Albo potem? — nalegała. — Miewam nie kiedy takie nieprzeparte wrażenie jakiejś tajemnicy w tobie!... To tak, jakgdyby w naszym domu był pokój, do którego nie pozwoliłbyś mi nigdy wchodzić... — I nagle, cała drżąca wobec mego milczenia, zawołała: — Ach! zraziłam cię, dotknęłam, widzę, czuję... Wybacz mi i nie odpowiadaj. Jestem taka niezręczna, taka nietaktowna! Nie umiem się z tobą obchodzić. Ale, bo widzisz, ja cię tak kocham!... — dodała przejmującym do głębi głosem.
Uspokoiłem ją jak mogłem czułemi słowami, którym uwierzyła, a może udawała, że im wierzy. Odgadywałem przez cały wieczór z jej oczu, że i ona czuła to, co ja odczuwam, iż harmonia między nami może istnieć tylko wtedy, jeśli milczeć będziemy o rzeczach najtajniejszych. Czy marzenie zostania mężem-przyjacielem tego kochanego dziecka jest także złudzeniem, podobnie jak tamto marzenie zostania. mężem-kochankiem? Ale, cóżem uczynił z doświadczeniem życiowem? Czyż nie wiem, że nie może nigdy być przyjacielem kobiety ten, w którym ona się kocha? W sercu namiętnem istnieje zawsze potrzeba spotkania takiego samego żaru, jaki je trawi, lub udzielenia komuś własnego. Jakim trafnym instynktem