Strona:PL P Bourget Widmo.djvu/187

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

dną nawet wobec śmierci; — błogosławiona ta kaplica Portinari, gdzie wirują w kopule dokoła amorki modelowane przez Michelozza, dzwoniąc zawieszonemi na giętkim sznurku złotym owocami, kwiatami i liśćmi! Błogosławione te wązkie sale galeryi Poldi, które miały dla nas taki ponętny urok ustronia, gdzie spędziliśmy tyle chwil długich, szczęśliwych w towarzystwie mistrzów medyolańskich! Są oni tam tak dobrze przedstawieni w obrazach tak trafnie dobranych, niezbyt wielkich, jakby dostępniejszych na tych murach siedziby prywatnej! Dostrzegłem w źrenicach Eweliny rozbudzenie się inteligencyi pod wpływem tych wrażeń subtelnych lub wzniosłych. Widziałem jak te przepyszne obrazy wnikały w nią, utrwalały się w jej myśli, jak urabiały się jej wspomnienia, jak pszczoła wewnętrzna miód zbierała... Na ten widok wchodził we mnie spokój. Wystarczyła wszakże jedna rozmowa poufniejsza, abym go utracił nanowo.
Stało się to dziś, nad wieczorem. Nieco zmęczeni zwiedzaniem kościołów, między któremi znajdował się jeden, noszący na frontonie dewizę — moją dewizę: Amori et Dolori sacrum... Poświęcony Miłości i Cierpieniu... — przechadzaliśmy się pod drzewami ogrodu Publicznego, prawie pustego w danej chwili. Wchłanialiśmy w siebie — ja przynajmniej ciszę pięknego wieczoru, przezroczystego i ciepłego. Mówiliśmy o wrażeniach z dni ostatnich i, przy tej sposobności, o wdzięku właściwym boskim artystom lombardzkim, o tym ideale poważnym i rozczulającym,