Strona:PL P Bourget Widmo.djvu/18

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

motności rozkoszować się przecudnym krajobrazem, który się roztaczał przed nim.
Dla takich, jak on, czcicieli malarstwa, te widnokręgi włoskie mają urok podwójny: własną swoją piękność i przypomnienie widoków ukochanych już w arcydziełach starych mistrzów. Śród światła zapadającego zmierzchu, w tym cichym zakątku jeziora Como, widoczniej jeszcze objawiało się to, co stanowi odrębną poezyę jego wód, a również płócien i fresków artystów, wzrosłych nad jego brzegami: Luini’ego, Gaudenzia Ferrari’ego, Beltraffia — owa nieporównana mieszanina bogactwa i wdzięku, szlachetności i rozkoszy, zaciszności i przepychu, owo „soave austero”, o którem mówi pewien poeta.
Olbrzymi słup cienisty przecinał wodę wzdłuż. Całe wybrzeże, na którem znajdował się Filip, było już opuszczone przez słońce, gdy brzeg przeciwległy tonął jeszcze w gorącem świetle. Zdawało się, że szerokie płaskie barki, które przesuwały się z połowy przyciemnionej do jasnej, wjeżdżały nagle w aureolę i prześlizgiwały się po czarodziejskiej powierzchni ku jakiemuś zaczarowanemu wybrzeżu, gdzie malowane fasady willi promieniały pośród liści zaledwie ozłoconych przez jesień; w górze zaś linia szczytów niebotycznych odcinała się na ciemnym lazurze nieba z tą imponującą wspaniałością rysunku, która jest jakby piętnem krajobrazów włoskich. I śród tego mroku wieczornego, pomiędzy temi wodami uspokojonemi, temi zadrzewionemi stokami a tem niebem zachodu panowała cisza w całej przyrodzie — owa ci-