Strona:PL P Bourget Widmo.djvu/142

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ra ma nazwę: to kazirodztwo. Nie. Nie. Nie. Ja jej nie popełnię.
Dla wyleczenia się, muszę się oddalić, mieć odwagę i nie widzieć jej już więcej. Teraz, skoro wszelka dwuznaczność jest rozproszona, ze spojrzeń jej, z ruchów, z dźwięku głosu, z samej obecności, jak niegdyś od tamtej, idzie siła wszechmocna, która unicestwia moją wolę. Myśl, że mogę czuć się kochanym tak, jak się czułem kochanym przed laty dziesięciu, z tą samą tkliwością przez tę samą kobietę, przyprawia mnie o zawrót głowy, który popchnąłby mnie do najgorszych szaleństw, doprowadziłby do pochwycenia jej w ramiona, całowania jej oczu, ust, tulenia namiętnie do serca, gdyby nie była ową istotą, mimo wszystko, świętą, mocą swojej niewinności; młodą dziewczyną. Młodą dziewczyną, duszą przeczystą, która ma całe życie przed sobą, a której los cały można złamać jednem słowem; duszą bez obrony, którą podchodzić, wstydem jest i podłością! Już to, co uczyniłem dzisiaj, jest niemałem przestępstwem!...
Na skutek rozmowy onegdajszej, zastanawiałem się poważnie, długo i, z silnym zamiarem wykonania, powziąłem postanowienie, jakie nakazuje rozwaga i honor. Niepodobna mi było jednak postąpić jak zamierzyłem. Powiedziałem sobie: „Gdyby nawet Montchal powtórzył mi tylko plotki, szerzone w salonach powinienbym wyjechać przez delikatność i dla uchronienia dobrej sławy tego dziecka od wszelkiej potwarzy; a jeśli to nie są jedynie plotki, jeśli ona zaczęła