Strona:PL P Bourget Widmo.djvu/128

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

niewinne — ja przynajmniej byłem przekonany, że jest niewinne. — To tak, jakbym prosił żywej, żeby mi pozowała do umarłej, jakbym raczej posiadał moc magiczną ożywiania, wprawiania w ruch, wizerunku kochanki oddawna opłakiwanej. Jakże było się oprzeć temu czarowi, któremu warunki życia tutejszego, aż nadto sprzyjały? W tem towarzystwie, bardzo ograniczonem i bardzo zamkniętem, w którem niema tego kosmopolitycznego braku łączności, co w towarzystwie w Cannes i Nizzy — wszyscy się znają, odwiedzają się ciągle wzajemnie.
Od chwili, gdy przedstawiono mnie Ewelinie u Vertobanne’öw, nie minął jeden dzień, ażebym nie wpadł w ten nieokreślony stan halucynacyi połowicznej, w jaki mnie wprawiła od pierwszej chwili... Poczem powoli, nieprzeparcie, inna postać nakładała się na nią, nieuchwytna, mglista, w końcu wyraźna zupełnie. Ewelina zrobiła jaki ruch, właściwy tamtej, ruch najprostszy, naprzykład przyjmowała kwiaty w ogrodzie, a pierzchały lata, znikała miejscowość. Nie była to już Ewelina, była to Antonina, taka, do jakiej zbliżałem się na jednej z naszych schadzek po za Paryżem — miewaliśmy takie rozkoszne spotkania! — i ofiarowywałem jej fiołki, a ona wąchała je, spuszczając tak samo powieki na oczy, przyczem delikatne jej nozdrza, drgały tak samo, a białe zęby ukazywały się tak samo pod górną wargą, tak samo opuszczoną w kącikach — zupełnie tak samo!... I jakże mogłem był zdawać sobie sprawę z tego, co się — działo w chwilach takich w duszy młodej dziewczyny?